Benedict Wells w dość subtelny sposób wprowadza nas w piękną opowieść o samotności Julesa. Dawniej Jules był otwartym i serdecznym chłopcem, który w wyniku splotu nieszczęśliwych wypadków zmienia się, stając się zamknięty w sobie, wyobcowany. Odtrącony przez rodzeństwo, skrzywdzony przez bieg wydarzeń, kształtuje swój charakter w sierocińcu. Jako dorosły człowiek, obarczony krzywdami przeszłości, doświadcza zarazem szczęśliwego i najbardziej bolesnego rozdziału życia.
Czym jest samotność i kiedy się zaczyna? Czy wtedy, gdy nam doskwiera i czy zdajemy sobie z niej sprawę, gdy nam nie dokucza? Samotność to początek czy koniec? „Na niektóre pytania po prostu nie ma odpowiedzi, tak już jest. My, ludzie, jesteśmy tu zdani wyłącznie na siebie. Cóż to byłby za świat, w którym wysłuchana zostałaby każda modlitwa (…). Bóg chce, abyśmy nauczyli się troszczyć sami o siebie. Nie daje nam ryby i nie wysłuchuje wszystkich modlitw, ale słucha nas i obserwuje, jak sobie tu, na dole, radzimy z chorobą, niesprawiedliwością, śmiercią i cierpieniem[1]”.
Powieść Wellsa porusza wszelkie struny, szarpie emocjami, uderza zwrotami akcji i, pomimo iż dynamiczna nie jest, zaskakuje przebiegiem wydarzeń. Zdecydowanym atutem jest jej realizm, mądrość nie tylko w przekazie trudnych partii utworu, ale także w akceptacji tego, co nas spotyka. Szczerze polecamy tym, którzy lubią trudne utwory!