Uczestniczki dyskusyjnego klubu książki spotykają się raz w miesiącu, by omówić wybraną przez siebie lekturę. Tym razem na warsztat wzięłyśmy powieść Magdaleny Witkiewicz pt. „Szkoła żon”. To powieść z kanonu tzw. literatury kobiecej osadzona głęboko w powieści obyczajowej. Autorka wykreowała portrety czterech jakże różnych bohaterek, które spotykają się we wspomnianej szkole żon. Każda z kobiet obarczona innym bagażem doświadczeń, innymi problemami i znacznym brakiem pewności siebie. Czego poszukiwały? – w większości przypadków złotego środka na uszczęśliwienie mężczyzn, ale nie tylko. Sama szkoła żon to ekskluzywny salon odnowy biologicznej, usytuowany w głębokiej dziczy, zapewniający oderwanie od codziennego zgiełku i problemów, wsłuchanie się w siebie, zrozumienie swoich potrzeb i pragnień.
Rozmowę o powieści rozpoczęłyśmy od omówienia roli kobiet w społeczeństwie. Dociekałyśmy kiedy i w jakich okolicznościach kobiece potrzeby doczekały się uwagi ze strony mężczyzn. Dlaczego nawet w obecnych czasach dopuszcza się nierówność płci, a w konsekwencji gorszą pozycję kobiet w większości obszarów aktywności zawodowej. Jak to możliwe, że mężczyzn się rozgrzesza, a kobiety się piętnuje – i czynią to także kobiety!
Omówiłyśmy różnice pomiędzy kobiecością, a feminizmem. Zagadnienie kobiecości przełożyłyśmy na sytuacje przedstawione w utworze odkrywając, że bohaterki przeszły głębokie przeobrażenie wewnętrzne, najpierw będąc wyłącznie dla swoich partnerów, a dopiero potem dla siebie. Po tym wstępie wyjaśniłyśmy, że właściwie czegoś innego się spodziewałyśmy po „szkole żon”, która z nazwy mogła sugerować służalczą pozycję kobiet w związku, a było wręcz odwrotnie.
Powieść lekka i przyjemna, na dwa wieczory. Nic ambitnego! Dyskursantki, co warto nadmienić, na początku określiły powieść mianem „cienizna” :), co odnosiło się zarówno do lekkiej (a czasem frywolnej) treści powieści, a także jej objętości. Jak się okazało nawet z takiego dzieła można wykrzesać ciekawą i owocną dyskusję.